Strefa komfortu – wychodzić czy nie wychodzić za nią?

Autor: Dorota Gromnicka 25 października, 2021 brak komentarzy

Strefa komfortu daje nam poczucie bezpieczeństwa. Każdy z nas ma swoje nawyki, przyzwyczajenia, preferencje. Niektórzy może nie są ich świadomi, ale z pewnością je posiadają. To zupełnie zdrowe, wiedzieć i czuć, co jest dla nas bezpieczne, w czym jesteśmy dobrzy, co lubimy. Posiadanie takiej przestrzeni bywa potrzebne dla utrzymania dobrego samopoczucia, nabrania sił po większym wysiłku, dla doświadczania swojej mocy i sukcesów. Jednak bywa, że usilne pozostawanie w strefie komfortu zubaża człowieka, odcina od poszerzania własnych możliwości, rozwijania kreatywności, szukania ciekawych a nawet lepszych rozwiązań, zwłaszcza jeśli strefa ta jest wąska, ograniczona zranieniami, urazami, uprzedzeniami czy po prostu brakiem doświadczenia. Często w życiu osobistym, jak i zawodowym, zbyt długie przebywanie w niezmiennej w swoich granicach strefie komfortu prowadzi do uproszczeń, obniżenia jakości relacji, może też powodować odczucie duszności, rutyny, zwątpienia w to, co człowiek potrafi i czego pragnie. Sytuacja ta nasila się zwłaszcza, gdy przebywaniem w strefie komfortu nazywamy tak naprawdę przyzwyczajenie do dyskomfortu – niesatysfakcjonującej pracy, napiętych relacji, małej aktywności fizycznej, kiepskiego odżywiania się, braku rozmów, ignorowania własnych uczuć, nierozmawiania o ważnych sprawach itp. Niektórzy twierdzą, że to im pasuje, ale tak naprawdę najczęściej nie wiedzą, jak to zmienić i żeby ich to nie bolało udają, że nie ma to dla nich znaczenia lub nie mają na to wpływu.

Wychodzenie poza swoją strefę komfortu ma sens wtedy, gdy jest w tym nasza decyzja. Wypchnięci czy zmuszeni do tego, nie jesteśmy w stanie skorzystać z możliwości, jakie pojawiają się w takiej sytuacji. Wówczas stres, złość, poczucie oszukania, wystawienia na porażkę może przesłonić ciekawość, wewnętrzną motywację, otwartość na nowe doświadczenia. Nie jest prawdą, że zawsze trzeba ze strefy komfortu wychodzić. Nieustannie pędzić za tym, co nowe i trudne. Aby być w czymś dobrym, trzeba się wyróżnić w swoich mocnych stronach, a zatem poświecić im czas, aby je poznać i rozwijać. Może to oznaczać, że przez jakiś czas nie zdecydujemy się na nowe wyzwania. Strefa komfortu może nas też chronić przed zachowaniami zbyt ryzykowanymi czy też sprzecznymi z naszymi wartościami. Rozwijać się można także bez bólu i wielkich wyrzeczeń. Warto pamiętać, że więcej nie zawsze i nie dla każdego oznacza lepiej. Czasami umiejętność zatrzymania się przed kolejnymi wyzwaniami jest odwagą i mądrością. W wychodzeniu ze strefy komfortu, tak jak w wielu innych przypadkach, warto zachować rozsądek i nie odchodzić za daleko od tego, co jest dla nas naturalne i co stanowi fundament naszej tożsamości. Od czasu do czasu, gdy czujesz opór, zadawaj sobie na zamianę dwa pytania: rozważne – „po co mam to robić, czy to jest mi potrzebne” i takie z błyskiem w oku – „dlaczego, by tego nie zrobić”.

Kiedy nie wychodzić poza strefę komfortu?

Znany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce, gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków. Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina: – Jak długo je łowiłeś?
– Tylko kilka chwil. – Dlaczego nie łowiłeś dłużej – złapałbyś więcej ryb? – Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny. Amerykanin pytał dalej: – Na co więc poświęcasz resztę czasu? – Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos – pędzę wypełnione zajęciami i szczęśliwe życie. Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł: – Jestem absolwentem Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jorku, skąd będziesz zarządzał swoim wciąż rosnącym biznesem. Meksykański rybak przerwał: – Jak długo to wszystko będzie trwało? – 15, może 20 lat. – I co wtedy? Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził: – Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów. – Milionów? I co dalej? – Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos.

(http://qualitylife.pl/quality-life/czytelnia/inspiracje/meksykanski-rybak/)